Kserokopia bez koloru

Wszyscy pamiętamy rok 2009 i prawdziwe wejście smoka filmu "Kac Vegas" - komedii niekonwencjonalnej, o specyficznym poczuciu humoru (niektórzy oceniają ten rodzaj humoru jako "męski"). Produkcja w reżyserii Todd'a Phillips'a zdobyła wielu sympatyków, swoją popularność zyskali aktorzy, odtwórcy głównych ról - a w szczególności Bradley Cooper, którego niedługo potem mogliśmy oglądać w "Jestem bogiem" oraz komiczny Zach Galifianakis. Film opowiadający historię pewnego wieczoru kawalerskiego, który "nieco" wymknął się spod kontroli, niewątpliwie przypadł do gustu szerokiej części widowni. Zachwycał swoją oryginalnością, niepowtarzalnością. No i tyle by było komplementów, skierowanych w kierunku twórców "Kac Vegas", bo wczoraj miałem okazję obejrzeć "Kac Vegas w Bangkoku" czyli...kopię pierwszej części, ze zmienioną tylko scenerią.

 

Już dawno nie miałem okazji z taką dokładnością przewidzieć sekwencji wydarzeń w filmie, po którym spodziewałem się chociaż odrobiny zaskoczenia - tak jak to było przy okazji oglądania pierwszej części serii. Można odnieść wrażenie, że scenariusz został wiernie przepisany, z nielicznymi wstawkami związanymi z nowymi postaciami i miejscami. Jedyny plus tego jest taki, że "pierdoła" Alan - grany przez Galifianakis'a, był tak samo zabawny jak w Vegas. Brak kreatywności twórców widoczny na każdym kroku, od przebudzenia się bohaterów w "zasyfionym" pokoju hotelowym, poprzez stwierdzenie faktu, że któryś z bohaterów zaginął i przez cały film trzeba będzie go szukać aż po sceny końcowe, kiedy bohaterowie dostarczają pana młodego niemalże w sam raz na ślubny kobierec. To wszystko sprawia, że widz, który obejrzał najpierw pierwszą część, na drugiej przysypia i bezbłędnie przewiduje co będzie dalej. Być może "Kac Vegas w Bangkoku" lepiej odbiorą ci, którzy poprzedniej wersji nie widzieli. Tym z Was, którzy jednak "Kac Vegas" już przerabiali proponuję, aby do drugiej części serii podeszli raczej z dystansem, nie nastawiając się na fajerwerki, bo w przeciwnym wypadku, niestety możecie się zawieść.

 

Autor: Adam Plutowski

Opinia:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz